You are currently browsing the monthly archive for Wrzesień 2017.

 

  W odległym królestwie  król i królowa popadli w desperacje bowiem córka ich jedyna, przyszła następczyni tronu i ukochane dziecko w jednej osobie, o twarzy tak gładkiej jak płatki róży, poczynila straszliwe śluby. Czy to pod wpływem kaprysu czy złości, królewna w wieku lat szesnastu poprzysiegła że rękę swoją i serce, a wraz z nim należny jej tron odda tylko takiemu mężczyźnie co sprosta wyznaczonym przez nią zadaniom. Jest oczywiscie w tego typu zwyczajach pewna zdrowa tradycja, że rycerz nim wezmie księżniczkę za żonę, zabije jakiegoś smoka czy przepędzi złego olbrzyma. Nikt by się temu zgoła nie dziwił. Niestety smoki i olbrzymy dosyć już dawno zostały przegnane z krainy jako, że antenaci rodu królewskiego mieli liczne i żeńskie potomstwo. Co gorsza młoda królewna żadala by ci którzy nie sprostają wymaganiom próby zostali straceni i to zwykle, okropna śmiercią.  Królewna wymyślała zadania, te zaś były coraz to inne i zwykle wymagające nie lada kunsztu, jako że sama była bardzo biegła w sztukach wszelakich. 

   Mimo to, czy to z powodu bogactwa czy wielkiej doprawdy urody i inteligencji panny, śmiałków nie brakowało. Królewna zatem zgodnie z kanonami taktu i nowoczesności oczekiwała od śmiałków czynów modernistycznych i intelektualnych. Rozwiązywania zagadek, malowania obrazów na rozmaite tematy a czasem jej portretu, układania wierszy i rzezbienia w drewnie i złocie. Śmiałkowie zgodnie z jej kaprysem raz tańczyli, raz spiewali. Układano poematy, pisano powieści, ofiarowywano królewnie najpiękniejsze dzieła miłości i sztuki złotniczej, rozwiązywania wymyślne szarady. Dowodzono nawet na czas twierdzeń z dziedziny teorii kategorii ktora to królewna szczególnie sobie upodobała odkąd telolog nadworny, biegły także w matematyce, określił tą dziedzinę abstrakcyjnym nonsensem. Ba! Zdarzyl sie nawet i taki przypadek że pewien smiałek otrzymał za zadanie grać w warcaby z samym sobą by wyłonić zwycięzcę!

   Mężnie stawali kawalerowie do boju, żaden jednak nie umiał dorównać krolewnie wdziękiem w tańcu i łamano go kołem, pięknem śpiewnego  głosu i wypić musiał dzban płynnego ołowiu.  Kawalera ktorego poezja nie dosyć była wzruszającą w porównaniu z dziełami księżniczki zamurowano żywcem i jakiś czas jeszcze nawet recytował swoje utwory slabnacym głosem slyszanym w którymś z pokojów w pałacu. Nawet warcaby królewna opanowała tak wspaniale, że kandydat który zmierzył się z nią na tym polu, skończył pocwiartowany w szachownicę….

Prosili rodzice krolewscy, by Królewna zaniechała tych fanaberji lub by chociaż mniej srogo traktowała odrzuconych. Królestwu kilka razy groził poważny kryzys dyplomatyczny gdy ten czy ów kandydat miał krewkich rodziców skorych wywoływać wojnę czy słać oskarżenia do cesarstwa po śmierci syna.
   Królewna jednak była uparta, spory rozwiązano zaś złotem i za pomocą specjalnie przygotowanego regulaminu konkurów, ktory kandydaci stając w szranki dobrowolnie, i co tu dużo mówić, często bez czytania, akceptowali.

   Mijały lata, a córka królewska nie dosyć że nie znalazła godnego siebie męża, to jeszcze utwardzila swe serce w przekonaniu że nie ma na świecie nikogo godnego jej urody, intelektu, zdolności wokalnych i artystycznych. I choć kilka razy podziwiała dzieła nieszcześliwców jej ofiarowane, zawsze  dostrzegała w nich a to skazę w zamyśle, a to rysę w materiale, a to słabość w rozumie stającego w konkury.

   Pewnego lata zaszły jednak tak zdumiewające wypadki, że do dziś, po długim już czasie, pamięć o nich nie ginie, a i zapewne zniekształcone echa tych wydarzeń mogły dotrzeć i do Ciebie czytelniku, w postaci opowieści czy może bajki o zwycięzcy konkurów o rękę królewny. Wielu opowiada jak to zwyciezctwo odniósł już to jakiś wydrwigrosz-spryciarz, już to prawdziwy bohater. Rzecz miała jedną znacznie bardziej zdumiewający przebieg, słuchajcie zatem dalej, chyba że wystarczą Wam tanie opowieści z morałem wymyślane przez nędznych moralizatorów, a nie sama prawda.

   Owego lata w konkury stanęło trzech zawodników. Pierwszy niemalże został stracony od razu, był to bowiem klaun cyrkowy, a zgłoszenie takiego konkurenta sprawialo wrażenie obrazy majestatu. Jednak w tajnej komnacie Ministerstwa Zamążpójścia Krolewny, dla oczu ministra tylko, zmył on sceniczne makijaże oraz przedstawił niezbite dowody na ciele, świadczące że jest dziedzicem możnego i szlachetnego rodu władającego dalekim Królestwem sw. Jana, zaś smieszne przebranie i makijaże, tak niestosowne do sytuacji, okazały się być po prostu oryginalną fanaberią, kaprysem, jakim był zwykł hołdować ród królewski jego kraju.
   Drugi kandydat był rycerzem o młodym i pięknym obliczu. Jego wymowa, postawa, chód i inteligencja oczarowany wszystkich i oczywistym było że jest to młodzian krwi najszlachetniejszej ze szlachetnych, choc w obejsciu nad wiek poważny, by nie rzec nieco smutny. 
   Trzeciego kandydata nikt nie widział na oczy, wszaksze jego start w konkursie ogłosił jego arogancki przyboczny rzucając w milczeniu, na stół w kancelarii Ministerstwa Zamążpójścia Krolewny, listy uwierzytelniające.

   Królewna długo dokonywała namysłu. Myślała czym usidlić kandydatów, z drugiej jednak strony walczyła w niej chęć poznania ich zalet a nawet odrobina ciekawości jakich to dokonają wyczynów by zdobyc jej znudzone serce. Postanowiła dać każdemu zadanie trudne przez to że dalekie od jego naturalnych predyspozycji, nagiąć ich do wyczynów odmiennych od tych do których przywykli i tylko trzeci kandydat, który nie objawił swego oblicza napawał ją lękiem i ciekawością.

   Pierwszemu zalotnikowi, a był nim klaun, nakazała mówić o Prawdzie i wskazać jej istotę. Naszła ją bowiem ochota na dyskusje filozoficzną dotycząca absolutu.

   Od smutnego młodziana nieumiejacego ukryć swej inteligencji zażądała zabawy w tańcu. Jej kaprysem bowiem było zmusić go do popisów choreograficznych do lekkiej i błachej muzyki.

   Trzeci zaś kandydat bez przerwy zaprzatywał jej myśli, lecz nie umiala się zdobyć na żadną decyzję co do zadania. Czy skazać go na rozważanie kwestii teologicznych? A może niech objawi swoje mistrzostwo w kucharstwie? A może zadanie dotyczące poezji czy malarstwa? Śpiewu? Władania bronią?

   Szlachetny klaun jako pierwszy ruszył w konkury.  Szanowna Pani, rzekł, pragniesz bym rozprawiał o prawdzie mimo że skrywam swe oblicze za maską i szatami aktora. Wiedz, że prawda tam się tylko objawia gdzie słowa dotykają rzeczy które istnieją, a nie tam gdzie jak sądzi pospolstwo ma miejsce słuszność. Ta bowiem mylona jest z prawdą, jednak nią nie jest. Prawda o szlachetna pani, dostrzegana jest tylko przez tych, ktorzy są na nią obojętni. Bo tylko oni potrafią dostrzec rzeczy w słowach takimi, jakimi one w nich są, a nie jakimi chcieliby je widzieć.

   Czy zatem, zapytała królewna, prawda jest użyteczna czy tylko jest pustym frazesem, skoro dostrzec ją możemy tylko w tych sprawach i opowieściach, które pozostawiają nas obojętnych?

   Piękna królewno, odrzekł klaun, prawda nie służy rozrywce, nie przynosi wcale więcej mądrości niż madre zmyślenie. Często więcej prawdy znajdujemy w sztuce która jest formą kłamstwa, niż w dokumentach ministrów które choć w pełni zgodne z faktami, tworzy się by ukryć malwersacje.

  Dziwne i przewrotne są Twoje odpowiedzi klaunie, rzekła zachmurzone królewna, czy zatem prawda ma jakąś szczególną wartość?

   Królewno, prawda ma wartość tylko tam gdzie czlowiek mówi o miłości. Wszystko bowiem w tym świecie mija, a miłość tylko trwa w każdym boskim tworze po wsze czasy. Mówiąc o miłości mówimy bowiem prawdę o sobie!

   Zagniewała się królewna i rzekła nadąsana,  na moje pytania odpowiadasz gładkimi zdaniami, używasz wielkich słów. Czymże jednak jest miłość jak nie uczuciem który zna każdy wieśniak a prawda czym innym jak nie stwierdzeniem faktu zgodnie z jego kształtem. Niby teologowie, mnożysz zagadki swoimi odpowiedziami i nie zdołałeś poruszyć mego serca swoimi słowami. Umżesz, a karę wykonają jutro z rana. Kat udusi cię na rynku garrotą a twój siny język przypieczetuje tą prawdę że umknęła ci istota sprawy. Sądzisz moze, że ktoś dostrzeże w twym trupie prawdę o której mówiłeś, jeśli każę byś pozostał w masce także po kaźni?

   Kolejny w konkury stawał piękny rycerz o smutnym obliczu. Pozbawiony nadziei, w paradnym, bialym stroju, szedł przez sale balowe w kierunku królewny by poprosić ją do zadanego tańca. Idąc mijal dzieła jakie dla królewny tworzyli liczni artyści, prezenty ofiarowane jej przez adoratorów, przedmioty zabytku i wyrazy miłości jakimi starali się zdobyć jej ręce a jego melancholia i smutek stawały jeszcze głębsze. Cała sala była wypełniona dziełami sztuki, na taniec zostawało zgoła mało miejsca. Każdy przedmiot miał swego twórcę opisanego na  przyczepionym skrawku perfumowanego pergaminu. Odużony tą atmosferą adoracji, piękna i zbytku, a także zapachami perfum bijących od bilecików z nazwiskami straconych adoratorów, zobaczył królewnę cudną jak płatek róży. I nie zakochał się w niej wcale, a jego serce pełne było raczej żalu że tylu madrych, dzielnych i dobrych ludzi straciło życie dla kaprysu królewny.

   Zaśmiała się królewna. Tańczmy, rzekła, zaś orkiestra rozpoczęła grać wesołą i nawet nieco zanadto skoczną melodię. Młodzian zaś objął jej kibić i ruszyli.

   Królewna poczuła zapach rycerza, miarowe bicie jego serca, zaś jego ruchy były zarazem tak delikatne i stanowcze że podążała krok za krokiem coraz śmielej oddając się jego woli w tańcu. Jak słodka wydała się jej muzyka! Jak ciepłe i silne były jego ramiona! Młodzian zaś spojrzał jej głęboko w oczy i tak mówił. Królewno, jesteś piękna jak płatek róży, zaś twój rozum przewyższa rozum wszystkich kobiet jakie kiedykolwiek poznałem. Płyniemy oto w tańcu, i tak jak ów taniec, może wyglądać nasze życie. Jeśli tylko otworzysz swoje śpiące serce. Miłość rodzi się z najbłachszych powodów, a bywa że mimo to trwa wiecznie. Zechciej złączyć swoje przeznaczenie z moim, dosyć już tych śmierci, dosyc zła, dosyć rozkazów co niosą nieszczęście i płacz.

   Pierwszy raz w życiu królewna odczuła smutek, słysząc słowa młodzieńca wcześniej bowiem myśl taka nie przmkneła jej nigdy przez serce, choć jej rozum bawił się nią wiele razy. Czy jestem winna temu co sie tu działo?

   Miłość to prawdziwy  podarunek, mówił młody książę. Prawda w nim tkwi taka, że  inne podarunki, złoto, drogie kamienie, bogactwa tego świata nie należą do nas a ledwie je posiadamy przez krótki czas nim choroba lub siła wydrą je z naszych rak. W miłości zaś obdarowujemy tym co naprawdę posiadamy, sobą samym. To dar którego nikt nie zdoła odebrać bez naszego przyzwolenia. Daje oto tobie Królewno to czego nie chciałem dać żadnej innej, siebie samego. Prosze Cię, przyjmij taki dar i odwzajemnij go najpełniej jak potrafisz. Swoim sercem. Nie bój się!

   Królewna zaś stawiała swoje stopy w rytm muzyki kierowana przez kroki partnera i gubila się w uczuciach. Oto bowiem kołysała ją muzyka, głos rycerza, słowa które trafiały wgłąb jej duszy poruszając jakąś nieporuszoną dotychczas strunę. Czym jest to co czuję teraz, myślała. Czy tak wygląda miłość czy jest to tylko smutek? Czy to jego słowa czy nagły atak choroby lokomocyjnej wywołany nazbyt spiralnym tańcem?

   Kiedy zakończył się taniec, królewna długo milczała. W jej duszy tlila się niepewność i pierwszy raz objawił się brak zdecydowania. Doprawdy pięknie tańczył młodzian, porwał ją swoją lekkością, zdecydowaniem, gracja i subtelnością ruchów. Jego głos był tak głęboki! Cała jeszcze płonęła gotowa przyznać że wreszcie trafił się ten jedyny człowiek który wykonał  zadanie i godny jest jej reki.  Była nawet gotowa odwołać rozkaz stracenia klauna. Muzyka z wolna ucichła. Wtem drzwi sali balowej otwarły się z hukiem uderzając o ściany i pekajac niby drzazgi.

   W progu sali stanął  postawny rycerz w czarnej zbroi o ciemnych jak krucze pióra włosach. Był to trzeci, tajemniczy konkurent do ręki królewny!

   Jego dzikie czarne oczy zdawały się rzucać pioruny roziskrzone gniewem. Zamilkli wszyscy dworzanie przejęci strachem, zaś wielki wojownik wszedł do sali, kroczył krok za krokiem podążając w kierunku królewny. Co postawił krok, Królewna czuła coraz większe pomieszanie sprzecznych uczuć. Odrzucił szyszak a ten upadl z wielkim hukiem przewracając jednego z dworzan który usiłował go złapać. Ma przed sobą ostatniego kandydata, rozumiała że musi zadać mu smiercionosne zadanie, i czuła pomieszanie. Strach mieszał się z ekscytacja, ekscytacja z podziwem, a wcześniejsze pomysły by nakazać mu recytacje poezji ulotniły się niczym dym nie zostawiając nawet śladu. Postać nieznajomego napełniała ją lękiem.  Potężny rycerz zaś co wykonał krok, brzęcząc czarnymi ostrogami po bialej marmurowej posadce, to od niechcenia strącał cudne rzeźby, łamał w garści piękne instrumenty i leniwym ruchem ramienia obalał na ziemię wspaniałe obrazy, które były nie dość wspaniałe by zdobyć serce panny. Cała przeszłość tak dumnie eksponowana zdawała się tracić znaczenie. Sam rycerz zaś kroczył jak uosobienie zwycięskiej siły,  i nikt nie odważył się go zatrzymać. Kiedy zaś podszedł do królewny jakby ocknęła się ona z zadumy.

   Raz zdało się jej że oto widzi najcudniejsze dzieło sztuki w jego osobie, skończoną doskonałość której wszystkie dzieła jakie stworzyli dla niej adorujacy ją mężczyźni były tylko pusta imitacją, zniewiesciałą kopią, zaledwie zaspokajając jej kaprys. Raz zaś nienawidziła się za to że tak łatwo poddaje się temu uczuciu które nie wiedzieć czemu spłynęło na nią z taka mocą! Taniec który przed chwilą tak rozpalił jej zmysly i zacmil serce wydał się blachym podrygiwaniem do muzyki, rozmowa  intelektualną blachostką, jak konwersacja w parku z kimś ze służby na temat książki czy wiersza jakich wiele. Słowa przeciw czynom! Jej ciało przeszywały dreszcze, miała wrażenie że wzdłuż kręgosłupa maszerują mrowki, kiedy tak stała przed wielkim czarnym panem w obcisłej skórzanej zbroi. W sali panowała taka cisza, że z dziedzińca słychać było rżenie i gniewne tupanie potężnego ogiera na jakim przybył rycerz. Ten zaś patrzył na nią a ona pierwszy raz w życiu nie śmiała podnieść oczu by spojrzec w jego twarz. Stał jak olbrzymi znak triumfu tocząc wzrokiem po dworzanach, którzy pod jego spojrzeniem odsuwali się pod sciane, byle dalej.  Wyciagnal w jej stronę ramie ona zaś osunęła się w jego kierunku.  Uniósł  ją wysoko na swojej piersi i tak wyszli z sali. Rycerz wsiadł na konia, posadził królewnę za sobą. Koń parsknal, stanął dęba. Przez mgnienie oka zdawalo się że panna spadnie z wielkiej wysokosci, Królewna jednak umiejetnie objęła rycerza w pasie  przylegając do jego pleców. Rycerz spiął stalowego rumaka, ruszyli galopem I znikneli za zamkową bramą.

A oniemiali dworzanie, klaun co uniknął śmierci i pachnący smutny rycerzyk w odświętnym ubranku, nie mogli się nadziwić, czegóż takiego byli świadkami, i dlaczego tyle lat trwaly konkury które zakończyły sie w tak osobliwy sposób…..

Wpis był opublikowany 14.06.2016 na google+ 

Geniusz, duch światła uwiązł w pułapce. Daremnie silił się by z niej się wydostać. Wszystkie metody zawiodły i jasnym się stało że cała nadzieja w tym, że ktoś zdejmie zaklęcie i go uwolni. Mojemu wybawicielowi, myślał geniusz, podaruję całą mądrość świata. Z mądrości wyniknie dla niego dobro i pomyślność, stanie się potężniejszy niż ktokolwiek i będzie się przechadzał jak wielcy królowie w chwale i dostatku.

Minęło tysiąc lat. 

Geniusz nadal tkwił w pułapce a sytuacja wydała mu się bardzo nieodpowiednia. Los kpił sobie z niego i pomimo zaklęć obiecujących tak wspaniałą wdzięczność, wybawiciel nie nadchodził.  Widać nie jest wart tak wspaniałej nagrody, pomyślał rozczarowany Geniusz, być może mądrość to za wiele, albo nie ma dla niego wartości. Ludzie bywają próżni i chciwi. Jeśli zjawi się wybawiciel, mądrość to zbyt wiele. Obdaruję go jednak, stosownie do jego natury i potrzeb bogactwem, obsypię złotem. Nie jest wart mądrości świata, ale skusi się na drogie kamienie, szmaragdy, topazy i diamenty wielkie jak mandarynki. 

Jednak czas mijał, a pomoc nie nadeszła.

Geniusz miotał się w pułapce wściekły a jego serce stało się z wolna ciemne jak noc. Zamglonymi krwawymi oczyma wpatrywał ocalenia, a w dniu gdy minęło kolejne tysiąc lat pomyślał ponuro: jeśli dziś przyjdzie, zabije go. Gdyż swoim ociaganiem się i obojętnością okazał że jest nie wart nie tylko mądrości świata i wspaniałych bogactw ale też i życia pod słońcem, zapachu wiosny i śpiewu ptaków. Mocą która jest mi dana przeklinam cię mój wybawicielu, zanim jeszcze cię poznałem, bowiem znienawidziłem cię i nienawidzić będę kolejne tysiące lat. Tak jak poprzednie me obietnice były tysiąleć niewzruszone, tak to przekleństwo będzie niewzruszone już o wszystkie czasy!

Wtem, miotając się, szarpiąc wściekły i wypowiadając klątwy, Geniusz poruszył ukryte sprężyny pułapki! A może wśród klątw którymi obsypywał swego wybawiciela było i to jedno zaklęcie które zniweczyło jej moc? Kto wie jak to się stało. Koniec jednak był taki: Pułapka rozsypała się w proch zaś Geniusz stał nad nią wściekły.

Rozglądał się w koło, lecz nie bo żadnego innego wybawiciela, żadnej innej osoby. Tylko on sam. 

Powyższa bajka została opublikowana w kolekcji Google w której udostępniłem kilka obrazków z deviantarta, które zwróciły moją uwagę. Kolekcja jest dostępna tu. Może w przyszłości będzie tego więcej?

Enter your email address to follow this blog and receive notifications of new posts by email.

Dołącz do 74 subskrybenta